Para turystów przez ponad godzinę spacerowała po zamkniętej części rezerwatu ,,Mewia Łacha" za wschodnim brzegiem Wisły. By się do niej dostać, uprzednio musieli pokonać szlaban z zakazem, tablice informacyjne i 2-metrowy płot. Do zdarzenia doszło wieczorem 29 czerwca.
Przedstawiciele parku krajobrazowego i Grupy Badawczej ,,Kuling" przyznają, że wtargnięcia zdarzają się często, szczególnie w trakcie sezonu letniego. Nigdy jednak nie spotkali się z tak lekkomyślnym zachowaniem.
- Z wtargnięciem o takiej skali, do tego z takim zachowaniem młodych ludzi spotkaliśmy się pierwszy raz. Nie widzieliśmy nigdy dotąd aż tak kuriozalnego zachowania. Wtargnięcia się zdarzają: ktoś wejdzie, zerknie, wyjdzie. Zazwyczaj są to jednak krótkie pobyty, często nieświadome
- mówi Magda Dziermańska sekretarz zarządu Grupy Badawczej Ptaków Wodnych "Kuling"
- W tym przypadku nie ma mowy o pomyłce. By dostać się na ten teren, trzeba było się postarać.
Sesja zdjęciowa zakończyła się śmiercią ptaka
Obecnie trwa szczyt sezonu lęgowego. Większość gatunków występujących na ,,Mewiej Łasze" jest w Polsce zagrożonych wyginięciem. Przedstawicielka ,,Kulingu" jest pewna, że w wyniku wtargnięcia ucierpiały ptaki.
- Turyści chodzili po miejscach lęgowych, przy gniazdach z małymi pisklakami, wśród wtopionych w otoczenie jaj. W takim miejscu wystarczy jeden nierozważny krok, by je rozgnieść
- wyjaśnia Magda Dziermańska.
- Ptaki uciekały, wydawały odgłosy alarmowe, intruzi jednak nic sobie z tego nie robili. Spłoszone ptaki nie wysiadują swoich jaj, te z kolei mogą łatwo zostać poddane przegrzaniu lub wyziębieniu. Antropopresja, czyli w tym przypadku nadmierny wpływ ludzki na środowisko nigdy nie kończy się dobrze.
Najbardziej szokującym momentem nie była jednak sama sesja zdjęciowa przy gniazdach, a powrót z niej wzdłuż betonowego brzegu. Kobieta natknęła się na leżącego młodego ohara, przeniosła go przez kilkanaście metrów, a następnie zaczęła pozować do kolejnych zdjęć. Na drugi dzień odnaleziono już martwego ptaka.
- Widać było, że ptak jest oklapnięty, w bardzo złej kondycji. Na ujęciach można zauważyć, że sposób w jaki go trzyma, nie ma nic wspólnego z fachowym podejściem. Przy chwycie mogła coś połamać, uszkodzić. Na następny dzień znaleźliśmy go martwego i nie ma tu mowy o pomyłce. Regularnie prowadzimy inwentaryzacje i na terenie całego rezerwatu mieliśmy tylko jednego młodego ohara. To niespotykany, lekkomyślny incydent. Prosimy o pomoc w zidentyfikowaniu tych ludzi
- apeluje sekretarz Dziermańska.
O szokującym zdarzeniu poinformowała Grupa Badawcza Ptaków Wodnych "Kuling", która na co dzień zajmuje się między innymi obserwacją ww. rezerwatu.
echodnia.eu W czerwcu wybory do Parlamentu Europejskiego
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?